![]() |
Oznaki ptasiej grypy można już dostrzec w drodze do Tajlandii. Linie lotnicze Thai Airways zdecydowały się wyeliminować z menu wszystkie potrawy zawierające drób na trasach do Azji - chociaż gotowany czy pieczony drób jest bezpieczny. Przewoźnicy woleli jednak dmuchać na zimne i przygotowali się za wczasu na gorsze dni. Media prześcigały się bowiem w doniesieniach o kolejnych zachorowaniach, rysując przy tym czarną przyszłość azjatyckich rynków finansowych. Nieustannie pojawiało się pytanie: Czy turyści przestraszą się ptasiej grypy tak samo, jak bali się epidemii SARS? W czasie naszej wizyty w Tajlandii trudno było zauważyć panikę. Turyści z całego świata ze spokojem obserwowali doniesienia mediów. W tym samy czasie, gdy na ekranie telewizora pokazywano obrazki z pustych lotnisk i restauracji lub serwowano bardziej drastyczne sceny palących się stosów kurczaków, my na miejscu w restauracjach widzieliśmy, jak Anglicy, Szwajcarzy czy Niemcy zajadali się kurczakami, niezważając na media i cały ten szum informacyjny. Miejsca publiczne, sklepy czy centra handlowe były pełne ludzi. Nie widzieliśmy ludzi w maskach, tak charakterystycznych przy epidemii SARS, które miałyby zapobiegać przenoszeniu się epidemii. A warto przypomnieć, że byliśmy w Tajlandii w czasie, gdy wybuchła tam epidemia ptasiej grypy i znaleźliśmy się w jej epicentrum. Naszym pierwszym naturalnym odruchem obronnym było wystrzeganie się potraw z drobiu i jaj. Nie było to jednak łatwe, bo w Tajlandii w większości hoteli jajka sadzone na śniadanie stanowią żelazne menu. W dodatku Tajowie dodają jaja do mnóstwa potraw - do makaronu, do ryżu czy do sałatek. W ciągu naszego trzytygodniowego pobytu przejechaliśmy całą Tajlandię, obserwując ludzi, których przyzwyczajenia kulinarne, sposób przygotowywania posiłków czy konsumpcja, odbywająca się w warunkach spartańskich, są trudne do przyjęcia dla przeciętnego Europejczyka. Dość powiedzieć, że większość z tamtejszych barów czy restauracji nasza Inspekcja Sanitarna kazałaby zamknąć już pierwszego dnia. Proszę sobie bowiem wyobrazić bar, gdzie pod chmurką, niemal na chodniku, bez dostępu do instalacji wodnej, przygotowuje się potrawy! Albo też pływający bazar, gdzie na łodziach potrawy są przygotowywane, a później sprzedawane. To wszystko tworzy niezwykle malowniczy i niepowtarzalny obraz tamtejszego stylu życia. Jednak dla ekspertów z dziedziny bezpieczeństwa i higieny żywności taki obraz musi być wstrząsający. I aż dziw bierze, że przy takich warunkach sanitarnych nie słyszy się o masowych zatruciach pokarmowych! Być może wynika to z faktu, że większość potraw przyrządza się w wysokich temperaturach, które zabijają bakterie i wirusy. Potrawy z drobiu smażone czy gotowane w temperaturze przynajmniej 70 stopni Celsjusza są całkowicie bezpieczne - zapewniali eksperci. A w restauracjach odbywały się publiczne pomiary temperatury oferowanych potraw. Na prośbę władz gwiazdy miejscowej telewizji, aktorki i modelki, publicznie zajadały się tajskimi kurczakami. Tajowie lubią jeść. Jedzą dużo i często. Ich kuchnia nie jest tłusta ani ciężka. Nie spotyka się grubasów, większość tubylców ma szczupłą i drobną budowę. Jest to niewątpliwie efekt zdrowego odżywiania. Ale w tych programach propagandowych rządu nie chodzi tylko o zdrowy tryb życia. Ptasia grypa dla regionu, który przeszedł SARS, może okazać się katastrofą gospodarczą. Tajlandia należy do głównych światowych eksporterów mięsa drobiowego. Nic zatem dziwnego, że miejscowe władze długo ukrywały fakt pojawienia się ptasiej grypy w tym kraju. Oficjalnie premier Tajlandii Thaksin Shinawatra usiłował usprawiedliwić stanowisko rządu tłumacząc, że władze nie ukrywały prawdy w tej sprawie, lecz czekały na wyniki testów laboratoryjnych. Wiadomo jednak, że musiano także brać pod uwagę ewentualne ekonomiczne skutki takiej epidemii. Tajlandia w 2003 roku eksportowała na światowe rynki 500 tys. ton mięsa drobiowego o wartości 1,3 miliarda dolarów. Po ujawnieniu, iż w kraju tym zmarła jedna z trzech osób, u której stwierdzono wirusa ptasiej grypy, USA, Japonia i kraje Unii Europejskiej - główni odbiorcy tajlandzkiegfo drobiu - wprowadziły zakaz importu kurczaków z Tajlandii. Poza tym branżą, która ucierpi najmocniej z powodu ptasiej grypy, jest turystyka. Na razie nie wiadomo, jakie straty poniosą właściciele hoteli i pensjonatów. Zdaniem ekspertów za Azjatyckiego Banku Rozwoju (ADB) rozmiar strat będzie zależał przede wszystkim od tego, czy turyści przestraszą się ptasiej grypy tak samo, jak bali się epidemii SARS. Widząc to, co pokazywały światowe media, gdzie przyrównywano ptasią grypę do epidemii hiszpanki z 1918 roku, Tajowie są pełni obaw. W restauracjach klenerzy na nasze prośby, aby nie podawano nam potraw z drobiu, uśmiechali się wyrozumiale. Ale spokojnie zajadali się kurczakami, jakby chcieli nam pokazać, że nie ma sie czego bać. A czarny obraz kraju ogarnietego śmiertelną epidemią ptasiej grypy to tylko wymysł żądnych sensacji mediów. |
|||
Bezpieczeństwo i Higiena Żywności 1/12/2004 |